Wielki stwór ściskał mi gardło. Był zbyt silny jak na mnie-demona.
Udałam więc,że nie żyję,a on poszedł w stronę jaskini Asami.
-Wiem gdzie mieszkasz-powiedział do siebie puszczając mnie.
W momencie kiedy zwolnił uścisk i poszedł dalej,próbowałam wstać. Podnosiłam się na moich słabych i drżących nogach z wyczerpania. Cała we krwi swojej i nie zamknęłam swoje białe oczy,a kiedy zrobiła się burza otworzyłam czerwone. Napastnik upadł. Kiedy znów byłam sobą zachwiałam się i upadłam jak nieżywa. Leżałam tak przez dłuższy czas chyba bez przytomności. Po dłuższym czasie wstałam chwiejąc się w postaci nieuformowanego demona.-Kto by tu chciał umierać.-Powiedziałam do siebie. Pokuśtykałam do jaskini. Asami wybiegła na mój widok ze swojej jaskini. Jej kolega za nią. Przytuliła mnie tak,że nie mogłam złapać tchu.
-O matko. Co ci się stało? Jesteś cała we krwi. I to wszystko dla nas? Och nie zasłużyłam na taką przyjaciółkę. Chodź do jaskini. Trzeba cię opatrzyć.
-Nie. Nie trzeba. Nic mi nie jest.
-A ta krew?
-Nie moja.
-Ale jesteś ranna.
-Kilka zadrapań.
-Ledwo co stoisz.
-To ze zmęczenia.
-Ale...
-Nic mi nie jest ok? Nie umrę ci w środku nocy jasne?-Przerwałam jej.
-Dobrze-Znów zaczęła mnie dusić. Później poszłyśmy spać. Od razu kiedy się położyłam,zasnęłam i spałam jak zabita.
<Co dalej Asami?>

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz